W połowie grudnia o pomocy społecznej zrobiło się prze chwilę głośno, ponieważ Najwyższa Izba Kontroli opublikowała swój raport na temat sytuacji w ów pomocy. Ten raport bardzo skojarzył mi się ze sceną z pewnej znanej polskiej komedii, gdzie do człowiek stojącego na krawędzi dachu i planującego samobójstwo wychodzi negocjator policyjny. Po paru zdaniach, które panowie ze sobą zamieniają, negocjator staje na krawędzi obok potencjalnego samobójcy, ten zaś do przybyłego na miejsce patrolu krzyczy – nie mnie ratujcie, tylko jego!
Z raportu wynika, że generalnie jest źle
Cóż bowiem wynika z badań i analiz poczynionych przez NIK na 24 ośrodkach pomocy społecznej, zatrudniających 468 pracowników socjalnych? I co wynika z ogólnopolskiego badania ankietowego, przeprowadzonego przez NIK, w którym wzięło udział 4206 z 19 610 pracowników socjalnych, czyli niemal jedna czwarta wszystkich zatrudnionych? Ano nic nowego. Ze jest bardzo źle. Pracownicy socjalni są przeciążeni pracą, niewystarczająco wynagradzani, ich praca nie jest szanowana, ba – nie mają oni często nawet wystarczających narzędzi do sprawnego wykonywania swojej pracy. O budynku OPS, który po kontroli NIK został zamknięty przez nadzór budowlany, wspominać nawet nie będę.
Bezpieczeństwo osobiste pracowników socjalnych – czy musi wydarzyć się kolejna tragedia, żeby zająć się tym tematem systemowo?
To nad czym chciałabym się pochylić, to kwestie bezpieczeństwa pracowników socjalnych. Pamiętam, jak pięć lat temu, po ogromnej tragedii w Makowie, Ministerstwo (wówczas jeszcze) Pracy i Polityki Społecznej wystosowało pismo z zaleceniem, aby przeszkolić pracowników socjalnych z zakresu bezpieczeństwa osobistego. Ostatecznie ten obowiązek spadł (przynajmniej w województwie śląskim) na Regionalne Ośrodki Polityki Społecznej. Na szczytach władz pomysł został uknuty całkiem sprytnie – ROPSy zorganizują, policjanci z komendy przeszkolą, wynik będzie. Nawet przygotowano program szkolenia i zalecenia dotyczące liczebności grup. I złote rady, aby nieodpłatnie zorganizować sale gimnastyczne w szkołach. Szanowni Czytelnicy już się zapewne domyślają, że za zaleceniami Ministerstwa nie poszły żadne środki? I że sugerowany program szkolenia, w którym było „wszystko” – symulacje, praktyczna samoobrona, negocjacje ze sprawcą etc., rozplanowany był, zdaje się, na 4 godziny? Moje przypuszczenie jest takie, że nikomu wówczas nie zależało na faktycznym wyposażeniu pracowników w wiedzę i umiejętności, jak sobie poradzić w sytuacji niebezpiecznej, albo jak takiej sytuacji uniknąć. Chodziło o to, żeby szybko pochwalić się wynikiem i mieć „czyste ręce”. O ile zrozumieć można, że była w zasadzie końcówka roku i zapewne trudno było wygrzebać pieniądze na szkolenia z budżetu, o tyle zastanawiający jest fakt, że w kolejnych latach nic się w tym zakresie nie zmieniło. Chyba, że ja o czymś nie wiem? Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że jeżeli rozsądny dyrektor lub kierownik nie zorganizuje sobie środków na przeszkolenie pracowników z zakresu bezpieczeństwa osobistego, negocjacji kryzysowych czy samoobrony we własnym zakresie, nie napisze jakiegoś projektu, nie dogada się np. z wydziałem zarządzania kryzysowego, komendą wojewódzką, Urzędem Pracy czy inną instytucją lub nie wynajdzie środków we własnym budżecie, to pracownicy z jego ośrodka nie zostaną przeszkoleni.
Trzeba mieć nadzieję, że tragedia sprzed 5 lat się nie powtórzy. Chociaż lepiej byłoby mieć narzędzia, żeby się nie powtórzyła na pewno.
A czemu pracownicy socjalni powinni być szkoleni w zakresie bezpieczeństwa osobistego, negocjacji kryzysowych i samoobrony? Nie, nie tylko dlatego, że 5 lat temu wydarzyła się ogromna i jednocześnie – jak wszyscy chcielibyśmy wierzyć – wyjątkowa tragedia, gdy dwie pracownice socjalne zginęły podczas wykonywania swoich obowiązków zawodowych. Pracownicy socjalni muszą być wyposażeni w wiedzy, umiejętności i kompetencje z zakresu samoobrony dlatego, że to się może powtórzyć. Z raportu NIK wynika, że w swojej pracy, zarówno w biurze jak i w terenie, pracownicy socjalni byli narażeni na kontakt z agresją fizyczną (prawie 50% ankietowanych), ale głównie werbalną (86%). W swoim biurze 37% nie czuło się bezpiecznie, a w terenie aż 66% pracowników czuło się zagrożonych. Przeszkoleniem zaś w tym zakresie może się pochwalić całe 10% przebadanych osób. Gdy dodamy do tego informację, że 67% pracowników nie ma żadnych środków ochrony w biurze, a 17% żadnych w terenie, pozostaje tylko nadzieja, że Maków faktycznie nigdy się nie powtórzy.